#1 2007-01-13 09:32:14

figa

Bociuś

Skąd: Białystok
Zarejestrowany: 2006-09-18

Trochę o ludziach, trochę o życiu...

Przeczytałam dziś artykuł o pewnej kobiecie, która podczas II wojny światowej uratowała dwa i pół tysiąca żydowskich dzieci. Bardzo się wzruszyłam jej postawą. Kobieta pomagała tym dzieciom, ryzykując swoje życie. Czytając o takich ludziach, przekonuję się, że życie jest jednak cudem. Każdy z nas ma jakąś rolę i wszystko co się dzieje z nami i wokół nas ma jakiś sens. To mnie pozytywnie nastawia na życie.
Chciałam się z Wami podzielić tym artykułem.


Słoik pełen życia

Irena Sendler: nie zrobiłam niczego nadzwyczajnego
Uratowała dwa i pół tysiąca żydowskich dzieci, dwukrotnie więcej niż Oskar Schindler. A jednak nazwiska skromnej Polki Ireny Sendler nie znajdziemy w podręcznikach historii. Jest szansa, że to się zmieni.

Za wysokim murem getto. Tysiące ludzi stłoczonych na wąskich ulicach. Wielu umiera z głodu. To zaplanowana akcja wyniszczenia ludności żydowskiej, znacznie tańsza niż komory Treblinki. Młodziutka Irena Sendler, przechodząc rano obok bramy, widzi żebrzące dzieci. Inne leżą tuż obok przykryte gazetami. Nie żyją. – Tak nie może być! Trzeba ratować te dzieciaki! – wszystko w niej krzyczy. – Ale jak? W Polsce za pomoc Żydom grozi kara śmierci. Wielu znajomych zapłaciło już życiem…

Weszłam do piekła

Młoda pracownica pomocy społecznej nie daje za wygraną. Znajduje furtkę. Niemcy panicznie boją się, że szalejąca w getcie epidemia tyfusu przedostanie się poza mury. I choć nie wpu- szczają pracowników opieki społecznej, pozwalają, by wchodziły tu służby medyczne. Sendlerowa przebiera się za pielęgniarkę i wchodzi przez bramę getta. Pomaga jej dziesięć koleżanek. Noszą jedzenie, leki i pieniądze. Irena od 1942 roku współpracuje z Żegotą (Radą Pomocy Żydom), w której kieruje Sekcją Pomocy Dzieciom. W Żegocie aktywnie działają m.in. Zofia Kossak-Szczucka i Władysław Bartoszewski. "Pielęgniarki" zaczynają wyprowadzać poza mury getta żydowskie dzieci. Najczęściej wywożą je ambulansem. By uniknąć kłopotów, dzieciom podają środki nasenne, a potem zapakowane w worki, pudła i kubły na śmieci wywożą je z getta. – Jeśli wpadniemy, powiemy, że wieziemy martwe ofiary tyfusu – pocieszają się "pielęgniarki".
– W getcie było piekło. Docierałyśmy tam, mówiąc, że mamy możliwość ratowania dzieci – opowiada pani Irena. – Wówczas padało jedno pytanie: jaką dajemy gwarancję? Uczciwie odpowiadałam: żadnej. Wtedy odbywały się dantejskie sceny. Tata godził się na oddanie dziecka, a matka nie. Babcia tuliła dziecko najczulej i zalewając się łzami, mówiła: "za nic nie oddam wnuczki". Czasem opuszczałam tę nieszczęsną rodzinę sama. Nazajutrz szłam sprawdzić, co stało się z całym domem. I często okazywało się, że wszyscy byli już na Umschlagplatz.

Dzieci wynoszono też przez piwnice graniczących z murem domów i przez budynek sądu. Dwóch zaufanych woźnych w tajemnicy wyprowadzało dzieci na aryjską stronę. Ta droga szybko jednak "spaliła się". Odkryli ją szmalcownicy. Codziennie o szóstej rano motorniczy (mąż jednej z "pielęgniarek") wsiadał do tramwaju, który czekał w zajezdni, po żydowskiej stronie. Nie dziwił się, gdy dostrzegał w wagonie karton z uśpionym dzieckiem. Po kilkunastu minutach trafiało na szczęśliwszą stronę muru.

Gdzie wędrowały dzieci? Ze zmienionymi nazwiskami, nowymi imionami i dokumentami trafiały do warszawskich rodzin. W stolicy przechowywało je, ogromnie ryzykując, aż 1300 z nich. Sporo trafiało za mury klasztorów. Działało czterdzieści zakonnych sierocińców. Same siostry Rodziny Marii ocaliły ponad pięćset maluchów. Uczyły je pacierza, ganiły, gdy odzywały się w jidysz. – To nie była żadna akcja chrystianizacji – broni je pani Irena. – Przecież gdyby Niemcy nakryli je na tych zachowaniach, dzieci by rozstrzelano!

Liczył się dosłownie każdy szczegół. Bohaterki opowiadań Hanny Krall z przerażeniem zastanawiały się, czy noszą torebkę "po polsku". A może w ich gestach było coś żydowskiego? Coś, co mogło je zdradzić? Trzeba się było nauczyć po polsku chodzić, jeść, kłaniać, patrzeć innym w twarz.

– Maluchy nie rozumiały często swej tragedii – wspomina Sendlerowa. – Wiozłam kiedyś zapłakanego, zrozpaczonego chłopczyka do kolejnych opiekunów, a on wśród łez pytał mnie: "Proszę pani, ile można mieć mamuś, bo ja już jadę do trzeciej".

Pani Irena jeździła tam, skąd ludzie uciekali w popłochu. – Czasem okazywało się, że trzeba pilnie i z wyjątkową czułością zająć się dzieckiem, na oczach którego zamordowano rodziców. Innym razem jechałam do lasu między Otwockiem a Celestynowem, bo tam, w dole ze śmieciami, ukrywała się matka z niemowlęciem. Żywność nosiła jej nauczycielka z wioski, ale niemowlę było bardzo chore i potrzebna była pomoc lekarska.

Uciekaj!

Ratowała życie innym i sama również została ocalona. Po raz pierwszy, gdy w październiku 1943 roku jedenastu gestapowców załomotało do jej drzwi. Przez trzy miesiące katowano ją na Pawiaku. – Nie da się opisać przeżyć w lochach gestapo. W muzeum na Pawiaku jest specjalna szafka z narzędziami, którymi "panowie nadludzie" zadawali więźniom tortury. Do dziś mam ich "wizytówki" na swoim ciele – opowiada. Ocalała, bo Żegocie dosłownie na godziny przed rozstrzelaniem udało się przekupić strażnika. Uciekaj! – krzyknął, gdy prowadził ją na przesłuchanie. Pani Irena była cenna: tylko ona miała dokładną listę dzieci: z ich adresami, prawdziwymi i nowymi nazwiskami. Na przykład, przy nazwisku Marysi Kowalskiej w nawiasie było podane "Reginka Lubliner", tak aby po wojnie mogła wrócić do swoich. Bezcenne malutkie bibułki zamknęła w szklanych słoikach i zakopała w ogródku pod korzeniami jabłonki. Ocalała z Pawiaka, choć mieszkańcy Warszawy na liście zabitych przeczytali nazajutrz: Irena Sendler. Rozstrzelano ją na papierze. Do końca wojny ukrywała się pod fałszywym nazwiskiem. Gestapo deptało jej po pietach.

Na Pawiaku w sienniku zdumiona znalazła obrazek "Jezu, ufam Tobie". – To najcenniejsza rzecz, jaką posiadam – opowiadała. Gdy do Polski przyjechał po raz pierwszy Jan Paweł II, przesłała mu obrazek i jego historię. Po latach dostała list z błogosławieństwem Papieża.

Po wojnie pracowała z opuszczonymi dziećmi i z "gruzinkami", byłymi więźniarkami obozów koncentracyjnych, które na gruzach stolicy zarabiały jako prostytutki. Nie doświadczyła wdzięczności. Początkowo, jako przedwojenna działaczka PPS, miała chwilkę spokoju, ale wkrótce UB przypomniało sobie o jej współpracy z AK, o powstaniu warszawskim. Przed aresztowaniem uratowała ją żona jednego z ubeków… sama ocalona z getta przez panią Irenę. Po jednym z przesłuchań Sendlerowa przedwcześnie urodziła syna. Niemowlę zmarło po kilku tygodniach. Pracowała w pomocy społecznej, wysłano ją na przymusową wczesną emeryturę. Jej córkę skreślono z listy studentów. Później pani Irena jeszcze piętnaście lat pracowała jako bibliotekarka. W 1965. r. otrzymała tytuł "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". W latach osiemdziesiątych zaangażowała się w "Solidarność". I tak skończyłaby się opowieść o nieznanej bohaterce, gdyby nie pewien amerykański nauczyciel…

To nieprawdopodobne!

– I jeszcze zadanie domowe. Proszę przygotować scenariusz sztuki teatralnej – rzucił Norman Conard, nauczyciel amerykańskiego college’u w Uniontown. Uczniowie zabrali się do roboty. Cztery uczennice szukając tematu do sztuki natrafiły na wzmiankę o Irenie Sendler. Profesor przeczytał scenariusz i zawołał dziewczyny do siebie. – Słuchajcie, dodałyście o jedno zero za dużo! Świetnie pamiętał "Listę Schindlera". Tytułowy Niemiec uratował aż 1100 Żydów. Niemożliwe, by nieznana Polka, ryzykując o wiele więcej, ocaliła dwa razy tyle. A jednak. Pomyłki nie było. Zafascynowani tym nieprawdopodobnym wyczynem, wspólnie napisali jednoaktową sztukę "Życie w słoiku". Wystawiono ją w kilku amerykańskich szkołach. Był rok 1999.

Tymczasem nad Wisłą niewielu znało bohaterskie wyczyny pani Ireny. Nie chwaliła się nimi. Do dziś uważa, że nie zrobiła niczego nadzwyczajnego. Więcej, wyrzuca sobie, że nie uratowała więcej dzieci. – Jaka bohaterka? Proszę nie przesadzać… – oponuje. – Jestem bardzo stara i schorowana – mówi słabym głosem. Już kilkanaście lat temu pisała w swoich notatkach: Odchodzę. Ma 97 lat. Mieszka w warszawskim domu opieki ojców bonifratrów. Opowiada, że pomagała, bo tak nauczyła ja rodzina. Jej pradziadka po powstaniu styczniowym zesłano na Sybir. W gabinecie lekarskim ojca zawsze pełno było biedaków bez grosza przy duszy. Sam zmarł w 1917 roku, podczas ratowania ludzi zarażonych tyfusem. Pochodzenie, rasa czy religia nie mają znaczenia, a tonącemu trzeba podać rękę – powtarzał.

Co ciekawe, pisząc swą sztukę, amerykańskie nastolatki nie wiedziały, że pani Irena żyje. Gdy się o tym dowiedziały, napisały list. Potem drugi, trzeci. W końcu przyleciały. Wzruszające spotkanie ze skromną starszą panią zapamiętają do końca życia. To one przygotowały też stronę internetową poświęconą polskiej bohaterce. Co ciekawe, tylko w języku angielskim. Cóż, cudze chwalicie, swego…

Na szczęście ostatnio o pani Irenie zrobiło się głośniej. Trzy lata temu otrzymała Order Orła Białego, a niedawno Polska zgłosiła jej kandydaturę do Pokojowej Nagrody Nobla. – Chcemy wyrazić entuzjastyczne poparcie dla kandydatury tej prawdziwej bohaterki. Przeszło 60 lat po Holokauście wiemy, że ta chwila może być ostatnią okazją dla tak wybitnej instytucji jak Komitet Noblowski, by uhonorować osobę żyjącą za czyny, które stanowią wzorzec do naśladowania dla wszystkich, którzy troszczą się o pokojową przyszłość ludzkości – piszą autorzy petycji do Oslo. Pomysł ze zgłoszeniem pani Ireny do Pokojowej Nagrody Nobla nie jest nowy. Przed prezydentem Lechem Kaczyńskim bezskutecznie zabiegało o to stowarzyszenie Dzieci Holokaustu. Tysiące ludzi na całym świecie zawdzięcza jej życie. Przekonali się na własnej skórze, że "kto ratuje jedno życie, ratuje świat".


http://wiadomosci.onet.pl/1384307,1292,kioskart.html

Ostatnio edytowany przez figa (2007-01-19 18:34:16)


Biorę dmuchawiec do ręki i dmucham, a po roku na kilku łąkach zakwitnie o jeden piękny kwiat więcej.

Offline

 

#2 2007-01-18 16:54:17

figa

Bociuś

Skąd: Białystok
Zarejestrowany: 2006-09-18

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

A tu jest film, na który przypadkiem wpadłam. Też zrobił na mnie duże wrażenie. http://film.onet.pl/zwiastuny/0,1641422 … filmy.html


Biorę dmuchawiec do ręki i dmucham, a po roku na kilku łąkach zakwitnie o jeden piękny kwiat więcej.

Offline

 

#3 2007-01-19 12:58:27

Danuśka

Bocianobabka

Zarejestrowany: 2006-09-16

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

Figuś!
Przeczytałam od deski do deski o Pani Irenie i obejrzałam calutki film.
Dziękuję Ci za namiary na nie! Bardzo interesujące!


Ludzie dzielą się na tych, którzy kochają koty i na tych pokrzywdzonych przez los... Oskar Wilde

Offline

 

#4 2007-01-26 22:33:09

Agaa

Bocianek

7818501
Zarejestrowany: 2006-09-21

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

Skoro o ludziach i o życiu, to muszę Wam się do czegoś przyznać. Otóż b. dużo czasu spędzam przed kompem. Zaczęło się w zeszłym roku na wiosnę gdy przyleciały bociany...i tak mi zostało. Zaniedbałam dom i rodzinę, siedziałam przed kompem po 6-8 godzin dziennie albo i dłużej...czas tak szybko mijał w miłym towarzystwie.......
Długo by mozna opowiadać na temat tego co zrobiłam a czego nie, w każdym razie sprawy zaszły tak daleko, że moja kochana połówka powiedziała : Dość!!! O mały włos nie rozeszliśmy się... Tak było niedawno, parę dni temu. Ale to już przeszłość. Postanowiłam ratowac nasz związek i przyrzekłam sobie, że już nigdy nie dam się ponieść fali fascynacji tego co można odlądać, czytać etc. w necie. Obiecałam, że przy kompie spędzę dziennie co najwyżej dwie godziny ( to b. mało jak się chce wszystko przeczytać, obejrzeć i porozmawiać z kochanymi znajomymi ).
Niedługo przylecą bociany... już się boję...strach się bać...
Piszę to wszystko by przestrzec Was, moi drodzy, przed zgubnym wpływem komputera i internetu (o ile się przesadza, oczywiście!) i byście nie zatracili się broń Boże tak jak ja!


Wiedzieć, co się wie, i wiedzieć, czego się nie wie - oto prawdziwa mądrość. Konfucjusz

Offline

 

#5 2007-01-26 22:49:44

paela

Bocianobabka

Zarejestrowany: 2006-09-16

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

Aga, i komu Ty to mówisz, he he!

Toż tu sami "bocianowi popaprańcy", dawno utopieni w wirtualne życie, za późno na ostrzeżenia!

Offline

 

#6 2007-01-27 00:34:07

tanja

Bocian

Skąd: Szczecin
Zarejestrowany: 2006-09-18

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

Paelciu-z ust mi to wyjęłaś,a i kłopoty Agnieszki doskonale rozumiem.

Krótkie,ale i dłuższe spięcia też mam za sobą.Ale na to nie ma mocnych.
Poszliśmy z mężem i synem starszym na kompromis.Przy komputerze siedzę,jak mąż jest w trasie,a jak jest w domu-wpadam na forum z doskoku.Z kolei noc należy do mnie,jak syn zostaje u dziewczyny.
Tu tyle ciekawych rzeczy się dzieje,tyle ciekawych informacji,zdjęć,zagadek oraz najważniejsze-tylu wspaniałych ludzi.
Krótka wymiana zdań na PW,GG czy mail i człowiek nabiera chęci do działania,do życia.Wie,że nie jest sam.
Wiem,że to już hm...ciężko przyznać się przed samym sobą,że to forma uzależnienia.Internet jest jednak skarbnicą wydającą się nie mieć dna.

Agaa napisał:

Długo by mozna opowiadać na temat tego co zrobiłam a czego nie...

To samo dotyczy mnie i na pewno nie tylko.Jestem jednak w tej dobrej sytuacji,że nie pracuję obecnie,a moja młodzież wraca późno do domu.
Jednak,gdy inne sprawy wypływają na wierzch-ważniejsze,urzędowe itp. sprężam się i daję radę.
Rozplanowuję czas pomiędzy obowiązkami domowymi,a forum i w ogóle internetem.Zapisuję sobie,co muszę danego dnia załatwić i po prostu trzymam się tego.Fakt-czasami nie wychodzi.
Poza tym pokazuję mężowi ciekawostki z forum,nasze spotkania na żywo i kawał dobrej naszej roboty na tym forum.
Już widział (pól godziny temu)bocianki w Arevalo, Adelsdorfie i Isny.
Przekazuję również mu radosne,jak i smutne historie zasłyszane.Nie chce czasami słuchać-to też fakt,zwłaszcza,gdy jest zmęczony,ale wtedy przekładam to na inny dzień.Widział też nasze zimowe krajobrazy.
  Trzeba drugiej połówce pokazywać zalety naszej pracy i współpracy.
Powiedziałam również mężowi i synom o kamerze w Ustroniu i staraniach naszej Blu... (M&M),oraz o innych zapaleńcach- -o Iwanowiczu i gnieździe w Zawadzie.Pokazałam zdjęcia.
To działa.Może nie od razu,ale systematyczne przekazywanie informacji w małych dawkach i w odpowiednim czasie-to jest to-kolejny zakręcony pozytywnie człowiek.
Czasami patrzy na to wszystko z przymrużeniem oka,często uśmiecha się pod nosem,czasem furknie,ale ogólnie myślę,że jest za,a nawet przeciw.
A co do tegorocznych bocianów-tego nikt nie wie,jak będzie.Czas pokaże.Więc po co się bać?

Aguś-pokaż "co nie co" mężowi na forum,może ciekawe zdjęcia,ale nie bocianów(na razie).
Np.zdjęcia nasze,aby uświadomić mu,że większość z nas ma już swoje lata,rodziny,dzieci.To,co nas łączy na tym forum-to przyroda wokół nas,której jesteśmy częścią.
Tak myślę.


Nadzieja jest tęczą rozpiętą nad burzliwym potokiem życia.

Offline

 

#7 2007-01-27 14:47:24

Agaa

Bocianek

7818501
Zarejestrowany: 2006-09-21

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

No tak, wydaje się proste. Jednak nie jest w moim przypadku. Pokazywałam a nawet chwaliłam się naszym forum i nie tylko. Mój mężczyzna jest kompletnie na to uodporniony i strasznie zapracowany, i jak mówi : "Mie mam czasu na głupoty"
Nic dodać, nic ująć...
Zaczęłam tak jak Ty, Tanju, zapisywać sobie listę różnych spraw i ograniczam kompa do minimum. Na razie jest mi trudno ale myślę, że z czasem w końcu to wszystko ogarnę.
Pozdrawiam. Aga.


Wiedzieć, co się wie, i wiedzieć, czego się nie wie - oto prawdziwa mądrość. Konfucjusz

Offline

 

#8 2007-01-27 14:58:52

aska

Bocianek

Zarejestrowany: 2006-09-18

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

Agus!  My chyba wszyscy przezywamy to co Ty! Ja z pewnością tak!!!  Az mi się nie chce pisać jak ukradkiem zerkam na forum,kiedy moja polowka chodzi zla!! A co to będzie w sezonie?? Strach sie bać Aga ,masz racje!!

Ostatnio edytowany przez aska (2007-01-27 19:12:11)

Offline

 

#9 2007-01-27 19:39:02

bluebla

Bocianobaba

Skąd: ona się tu wzięła?
Zarejestrowany: 2006-09-16
WWW

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

Kochane dziewczynki!
Może w związku ze zbliżającym się sezonem obserwacji ustrońskiego gniazdka, napiszę jakąś petycję do Waszych mężów (czyli usprawiedliwienie ) w imieniu Zarządu Koła SNEP w Ustroniu (organizatora Projektu "Bociany Integrują)? Może taki list na papierze firmowym coś pomoże? Co Wy na to?


Podaruj ludziom dobroć, rzuć daleko od siebie, rozprosz ją na cztery wiatry, opróżnij z niej kieszenie, wysyp ją z koszyka, a nazajutrz będziesz miał jej więcej niż dotychczas.

Offline

 

#10 2007-01-28 18:46:35

tanja

Bocian

Skąd: Szczecin
Zarejestrowany: 2006-09-18

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

Jeśli o ludziach - to może dla poprawy nastroju Agusi,Aski i nas wszystkich:

10 przykazań szczęśliwego człowieka
1.Człowiek rodzi się zmęczony i żyje aby odpoczywać.
2.Kochaj swe łóżko jak siebie samego.
3.Odpoczywaj w dzień abyś mógł spać w nocy.
4.Jeśli widzisz kogoś odpoczywającego, pomóż mu.
5.Praca jest męcząca więc należy jej unikać.
6.Co masz zrobić dziś zrób pojutrze - będziesz miał dwa dni wolnego.
7.Jeśli zrobienie czegoś sprawia ci trudność, pozwól zrobić to innym.
8.Nadmiar odpoczynku jeszcze nikogo nie doprowadził do śmierci.
9.Kiedy ogarnia cię ochota do pracy, usiądź i poczekaj aż ci przejdzie.
10.Praca uszlachetnia, lenistwo uszczęśliwia.


Nadzieja jest tęczą rozpiętą nad burzliwym potokiem życia.

Offline

 

#11 2007-01-28 19:01:50

aska

Bocianek

Zarejestrowany: 2006-09-18

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

Te przykazania są stworzone dla mnie!!!! 

Offline

 

#12 2007-01-28 20:55:19

bluebla

Bocianobaba

Skąd: ona się tu wzięła?
Zarejestrowany: 2006-09-16
WWW

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

A propos tych przykazań oraz zbliżającego się poniedziałku, podaję obowiązkowe wyposażenia pracownika.

Nowe, sensacyjne wyposażenie dla firm!

• Przeładowany pracą?
• Czujesz się zestresowany?
• Jesteś niedoceniany i nisko opłacany?

To jest idealny sposób!

1. Potrzebujesz 2 gumki recepturki i 2 spinacze biurowe:
http://images14.fotosik.pl/74/68d05313a28f4b89m.jpg

2. Przygotuj prosty zestaw według poniższego rysunku:
http://images14.fotosik.pl/74/8c6a6492e5e0312dm.jpg

3. Używaj w następujący sposób:
http://images14.fotosik.pl/74/3ed5de142d1b5287m.jpg

Ciesz się nowym dniem. Obowiązkowe wyposażenie firmowe pomoże Ci wykonywać swoje obowiązki z uśmiechem na twarzy!


Podaruj ludziom dobroć, rzuć daleko od siebie, rozprosz ją na cztery wiatry, opróżnij z niej kieszenie, wysyp ją z koszyka, a nazajutrz będziesz miał jej więcej niż dotychczas.

Offline

 

#13 2007-01-29 18:57:20

onka84

Bociuś

Zarejestrowany: 2007-01-22

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

ZEMSTA   LOGOPEDY   


Spadł bąk na strąk a strąk mu pękł.
Pękł pęk, pękł strąk a bąk się zląkł.


W trzęsawisku trzeszczą trzciny,
trzmiel trze w Trzciance trzy trzmieliny
a trzy byczki znad Trzebyczki
z trzaskiem trzepią trzy trzewiczki.


Bzyczy bzyk znad Bzury zbzikowane bzdury,
bzyczy bzdury, bzdurstwa bzdurzy
i nad Bzurą w bzach bajdurzy,
bzyczy bzdury, bzdurnie bzyka,
bo zbzikował i ma bzika.


Turlał goryl po Urlach kolorowe korale,
rudy góral kartofle tarł na tarce wytrwale.
Gdy spotkali się w Urlach góral tarł, goryl turlał
chociaż sensu nie było w tym wcale.


W gąszczu szczawiu we Wrzeszczu
klaszczą kleszcze na deszczu,
szepcze szczygieł w szczelinie,
szczeka szczeniak w Szczuczynie,
piszczy pszczoła pod Pszczyną,
świszcze świerszcz pod leszczyną,
a trzy pliszki i liszka
taszczą płaszcze w Szypliszkach.


Trzódka piegży drży na wietrze,
chrzęszczą w zbożu skrzydła chrząszczy,
wrzeszczy w deszczu cietrzew w swetrze drepcząc
w kółko pośród gąszczy.
Trzynastego, w Szczebrzeszynie chrząszcz się zaczął tarzać w trzcinie.
Wszczęli wrzask Szczebrzeszynianie:
-    Cóż ma znaczyć to tarzanie?! Wezwać trzeba by lekarza, zamiast brzmieć, ten chrząszcz się tarza!
Wszak Szczebrzeszyn z tego słynie, że w nim zawsze chrząszcz brzmi w trzcinie!
A chrząszcz odrzekł niezmieszany:
Przyszedł wreszcie czas na zmiany!
Drzewiej chrząszcze w trzcinie brzmiały, teraz będą się tarzały!


Czesał czyżyk czarny koczek,
czyszcząc w koczku każdy loczek,
po czym przykrył koczek toczkiem,
lecz część loczków wyszła boczkiem.


Czarny dzięcioł z chęcią pień ciął.


Hasał huczek z tłuczkiem wnuczka
i niechcący huknął żuczka.
Ale heca – wnuczek mruknął
i z hurkotem w hełm się stuknął.
Leży żuczek, leży wnuczek, a pomiędzy nimi tłuczek.
Stąd dla huczka jest nauczka
by nie hasać z tłuczkiem wnuczka.


W grząskich trzcinach i szuwarach
kroczy jamnik w szarawarach,
szarpie kłącza oczeretu i przytracza do beretu,
ważkom pęki skrzypu wręcza,
traszkom suchych trzcin naręcza,
a gdy  zmierzchać się zaczyna
z jaszczurkami sprzeczkę wszczyna,
po czym znika w oczerecie w szarawarach i w berecie...


Kurkiem kranu kręci kruk,
kroplą tranu brudząc bruk,
a przy kranie, robiąc pranie,
królik gra na fortepianie.
Za parkanem wśród kur na podwórku kroczył kruk
w purpurowym kapturku, raptem strasznie zakrakał
i zrobiła się draka, bo mu kura ukradła robaka.


Mała muszka spod Łopuszki chciała mieć różowe nóżki,
różdżką nóżki czarowała, lecz wciąż nóżki czarne miała.
– Po cóż czary, moja muszko?
Ruszże móżdżkiem, a nie różdżką!
Wyrzuć wreszcie różdżkę wróżki i unurzaj w różu nóżki!


Na peronie w Poroninie pchła pląsała po pianinie.
Przytupnęła, podskoczyła i pianino przewróciła.


W krzakach rzekł do trznadla trznadel:
-Możesz mi pożyczyć szpadel?
Muszę nim przetrzebić chaszcze,
bo w nich straszne straszą paszcze.
Odrzekł na to drugi trznadel:
-Niepotrzebny, trznadlu, szpadel!
-Gdy wytrzeszczysz oczy w chaszczach,
z krzykiem pierzchnie każda paszcza!


Warzy żaba smar, pełen smaru gar,
z wnętrza gara bucha para,
z pieca bucha żar,
smar jest w garze,
gar na żarze,
wrze na żarze smar.


Przytul kaktusa - kolce też potrzebują miłości 

Offline

 

#14 2007-01-29 19:13:44

MIKI_KRAKOW

Bocianobabka

Zarejestrowany: 2006-09-18

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

onka84 napisał:

ZEMSTA   LOGOPEDY

Onko, przefajne łamańce językowe i w dodatku każdy przyrodniczy!!!


Bogatym nie jest ten kto posiada, lecz ten kto daje. Jan Paweł II

Offline

 

#15 2007-01-30 21:56:38

tanja

Bocian

Skąd: Szczecin
Zarejestrowany: 2006-09-18

Re: Trochę o ludziach, trochę o życiu...

"Zemsta logopedy" podobała się domownikom,a zwłaszcza mężowi i maturzyście,którzy odczytali ją głośno,przy mojej uciesze. Nawet,nawet to im wyszło.Swoją drogą można w j.polskim połamać sobie język.
Jestem ciekawa,jak synowi pójdzie matura z polskiego,bo nie przejawia zbytniej chęci do nauki.
Teraz trwają ferie,jest po Studniówce to i może w końcu... Hm...czy jest nadzieja,że ruszy z miejsca?


Nadzieja jest tęczą rozpiętą nad burzliwym potokiem życia.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
dzialoszyce.szamba-betonowe360.pl